Strachy na lachy z lat 90.

Zapytałem moich czytelników o ich największe strachy z dzieciństwa i spisałem je w formie tegoż artykułu.

Nie lubimy się tym chwalić, ale niestety, trudno również temu zaprzeczyć – każdy z nas ma swojego potwora z dzieciństwa, który każdej nocy nawiedzał pokój, gdy rodzice zgasili już światło i próbowali utulić do snu. Postanowiłem zatem zapytać Was – czytelników UMP – jakie są Wasze wspomnienia związane z tymi „dziecinnymi strachami”. I muszę przyznać, że wiele z tych odpowiedzi było naprawdę zaskakujących. Udało mi się także ustalić trzy tytuły, które poniekąd jednoczą naszą generację w temacie straszydeł z lat 90. 

qfwzt

Dziecięce umysły są jak gąbki – chłoną praktycznie wszystko, będąc wyjątkowo podatnym gruntem z uwagi na bogatą wyobraźnię. Każdy rodzic zna zatem przypadek, gdy w ręce ich pociechy trafiło coś niepożądanego. Nie od dziś także wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej – w szczególności, gdy nie jest się jeszcze świadomym efektów jego działania. Pozwolę sobie jednak zacząć od tych przypadków, kiedy rodzice nie popełnili błędu z serii „kochanie, zasnąłem przy telewizorze, to nie moja wina, że Michał to oglądał” lub „zasłoń oczy, bo to nie dla dzieci (…) mówiłam, żebyś zamknął oczy!“. Któż bowiem mógł przewidzieć, że dziecięcą traumę wywołają dzieła Walta Disneya? Twórcy najpiękniejszych bajek musieli przecież być świadomi, że żadne dziecko nie mogło przejść obojętnie wobec sceny śmierci Mufasy, gdy przepłoszone stado antylop nieomalże zdeptało jego ciało. Wspominając tę scenę, niektórzy z Was opowiadali o wylewaniu rzewnych łez, a czasem nawet uciekaniu do sąsiedniego pokoju, gdy tylko Mufasa spadał ze skały. Takich mocnych scen w filmach dla najmłodszych widzów było zgoła więcej – pamiętacie „Akademię pana Kleksa” i scenę przemarszu wilków? Kto widząc dziś tę scenę, nie ma przed oczami orków maszerujących z Mordoru (bynajmniej nie tego warszawskiego)? Przypomnijcie też sobie istny horror, który zafundowała nam fińska pisarka Tove Jansson w dziele swojego życia, czyli „Muminkach“. Kto nie „trząsł portkami” widząc mozolnie snującą się Bukę otoczoną chmarą pałąkowatych Hatifnatów? Ten wzrok śnił mi się po nocach – jak się okazuje, nie mnie jedynemu.

Przyznam, że jednym z moich osobistych strachów była bohaterka filmu „101 Dalmatyńczyków”, Cruella De Vil (w polskiej wersji Cruella Demon, o ile pamięć nie myli), grana przez Glenn Close. Jej stylizacja przypominała nieco Edwarda Nożycorękiego (kolejna patologia z mojego dzieciństwa), zaś charakter był prawdziwie odrażający. W szczególności pamiętam scenę, gdy Cruella wpadła do studni z fekaliami – nienawiść i złość wyrysowana na jej twarzy w unikalnej „kompozycji” z zawartością zbiornika była moim małym koszmarem. Jeśli już jesteśmy przy konkretnych postaciach, ciekawą odpowiedzią był Jim Carrey i jego interpretacja Człowieka-Zagadki w żenującym wytworze Joela Schumachera  – „Batman i Robin“. Jeśli się dobrze przyjrzeć, jego groteskowe przerysowanie tej postaci było momentami przerażające, szczególnie dla najmłodszego widza. Ponadto, Carrey ma osobliwy talent do straszenia dzieci – komu trzeba przypominać „Grincha”? Przybiłem także piątkę z kilkorgiem z Was, gdy usłyszałem, że baliście się Pennywise’a z filmu „To” z 1990 roku. Krwiożerczy klaun, który do tego lubował się w używaniu dwuznacznych tekstów, był zdecydowanie tworem wysoce nieodpowiednim dla najmłodszej części widowni.

http://img3.wikia.nocookie.net/__cb20130901083351/villains/images/archive/b/ba/20130906031229!Pennywise's_Evil_Laugh.png

Oczywiście, dzieciństwo nie obyło się dla większości z Was bez horroru obejrzanego bez wiedzy rodziców – Wasze odpowiedzi były prawdziwą skarbnicą wiedzy. Dla niektórych prawdziwa traumą była „Laleczka Chucky” (całkowicie podzielam!) – ożywiona, ohydna zabawka, dzierżąca w plastikowej dłoni nóż i robiąca kompletną masakrę gdziekolwiek się pojawiła. A przecież zabawki są „najlepszym druhem” każdego dziecka – wystarczy wsłuchać się w słowa głównej piosenki w „Toy Story“! Niektórzy podsunęli mi dawno zapomniane strachy, które dosłownie wypełzły jak z puszki Pandory – kto pamięta „Critters” albo „Gremliny Rozrabiają”? Skoro już w temacie plastikowych, tandetnych potworów sie obracamy, niedopatrzeniem byłoby nie wspomnieć o „Władcy Lalek” (nie pozdrawiam osoby, która mi przypomniała ten okropny film!) oraz „Jeepers Creepers“. Niektórzy poszli nawet o krok dalej i „odkopali” ze swoich wspomnień prawdziwie „dziecięce” obrazy – „Piątek 13-go”, „Szósty Zmysł”, „Obcy – 8 Pasażer Nostromo”, „Piekielna Głębia” i „Piła” pojawiły się pośród opisywanych wspomnień. Ja się grzecznie pytam – gdzie byli Wasi rodzice!?

Czasem ważne były okoliczności obejrzenia filmu, które sprzyjały podniesieniu adrenaliny do maksymalnego poziomu. Ot, taka ciekawa historia: wyobraźcie sobie wieczór spędzony w lesie wraz z grupką znajomych. Jesteście najmłodszym osobnikiem z grona. Jaki film był zatem wprost idealny na tę okazję? „Blair Witch Project” rzecz jasna! Chociaż dla jednych był to niestrawny gniot, dla wielu innych to opus magnum gatunku found footage. A obejrzany w lesie (przypomnę, że akcja filmu również się rozgrywa w takich okolicznościach przyrody) był z pewnością bogatym źródłem traumatycznych przeżyć. Inny koneser filmów opowiedział mi, że jego fobią z dzieciństwa jest „Efekt Motyla” – film epatował mnóstwem przemocy i był zbyt niezrozumiały, co jeszcze potęgowało poczucie zagubienia i strachu. Warto nadmienić tutaj chociażby scenę zabicia psa, która nawet u dorosłego widza może wywołać niemałe poruszenie. Gratuluję także pewnemu wujkowi, który postanowił wykonać kilka „głuchych telefonów” podczas seansu „The Ring” w telewizji. Pomysłowość godna podziwu, poczucie humoru tym bardziej – problem jedynie tkwi w traumie na całe życie, prawda?

Zadałem Wam to pytanie jednak przede wszystkim po to, by przekonać się, komu należałoby pogratulować największej ilości przestraszonych dzieci na koncie. I oto przedstawiam Wam wielką trójcę dzieł, które spędzały naszej generacji sen z powiek. Numerem trzecim jest film „Marsjanie Atakują!”. Przyznam, że byłem nieco zszokowany, że to właśnie ten film wskazało tak wiele z Was. Naiwny, kiczowaty, slapstickowy pastisz filmów science fiction okazał się powodem wielu nieprzespanych nocy. Wytykaliście chociażby sceny z obciętym palcem oraz pierwszym zetknięciem Ziemian z Marsjanami. Srebrny medal należy się twórcom serialu „Gęsia Skórka” – tandeta jeszcze większa, ale jaka straszna! Niestety, nie dowiedziałem się, który odcinek zapadł Wam w pamięci najbardziej, chociaż często wspominaliście samo intro jako ten „ryjący beret flashback” (dziękuję za ukucie tego sformułowania). Domyślacie się już, kto został zwycięzcą naszego małego plebiscytu?

Panie i Panowie, przedstawiam Wam największą traumę naszej generacji – „Z Archiwum X”. Prawie każda zapytana osoba wymieniła ten serial jako jedno z najważniejszych wspomnień dzieciństwa. Skoro wszyscy łączymy się w tej wspólnej traumie, mam dla Was prezent – niech się łezka zakręci w oku każdego dziecka lat 90.:

P.S. Dzięki za Wasze odpowiedzi i liczę na współpracę przy kolejnych tekstach! 🙂

@UMP_Blog